ekhm...do 1:30 w nocy wycinałam elementy brakujące do laurek...pobudka 6:00...w pracy byłam po 7...tam informacja, koleżanka zachorowała...czyli pracujemy za nią! o 15:30 miała rozpocząć się impreza w p - lu....od rana docierały do mnie jakieś "sympatyczne" wiadomości! dzieci pobudzone niemiłosiernie...ile można w końcu zrobić prób generalnych?!ok dotrwaliśmy do obiadu...na wysokich obrotach, po obiedzie przymusowe odpoczywanie - bo Panie szalały po salach wynoszą, znosząc i zawieszając coś, szkoda w sumie, że nie siebie...ok zaczynamy się przebierać - akcja brakujące spodnie - okazało się, że są w aucie chorej....tragedia, dowiozła...dzieci ustawione, tatusiowie szczęśliwi, JA - chcąc podać mikrofon podaję go i nie działa....PONOĆ przed naszym wejściem DZIAŁAŁ....NIE NO WSPANIALE! co impreza szwankuje nam sprzęt...ekhm...dzieci zapytały czy też tym razem się wypali:D amen....więc ja ja miałam jedną myśl - PRZEŻYĆ! palce zawsze grające płynnie, zmieniały same miejsca...płyta się zacięła...na końcu okazało się, że ubrałyśmy źle bluzki w strojach śląskich....amen....ciśnienie 200/200 bo końcowe wiadomości, że co będzie z naszym budynkiem doprowadziły mnie do łez już...
ale co, wróciłam do domu....
i czekało na mnie....
śliczne, różowe pudełeczko...które odebrało wszelkie smutki!!!! nie myślę już dzisiaj do pracy, nie będę analizowała każdego kroku, aż do jutra do 8...
a dzisiaj cieszę się z mojego glossy...
i nowych zapachów z yc, które w ramach darmowej dostawy do mnie dotarły....
tak, więc korzenny macintosch rullez....
Pozdrawiam A.
ps. dla wszystkich potępiających NASZ zawód i godziny wynikające z ETATU - tłumaczę, że w tym tygodniu na placówce spędzę ok 40 godzin, a w domu nad papierami, pracami, dekoracjami - czas nieokreślony... tak tak ... "czuję" klimat świąt....
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz